O tym, że granie w gry potrafi przynosić ogromną frajdę i satysfakcję, chyba nie muszę nawet wspominać. Chciałbym jednak opisać, jakie inne korzyści mogą płynąć z grania w gry komputerowe… I pewnie nie tylko w te komputerowe.
Skupię się tutaj przede wszystkim na grach Multiplayer, czyli grach sieciowych, w których mamy kontakt z innymi graczami (gramy z nimi lub przeciwko nim). Wpis ten pisany jest z perspektywy gracza, osoby, która od ponad 15 lat aktywnie gra w gry komputerowe.
Pamiętajcie jednak, że granie w gry to nie tylko same zalety… O wadach równie chętnie kiedyś jeszcze napiszę.
To pierwszy punkt, który zawsze nasuwa mi się na myśl, gdy tylko ktoś zapyta mnie o to, co prócz dobrej zabawy można wynieść z gier.
Oczywiście w przypadku tego, jak i wielu innych punktów na tej liście, sporo będzie zależeć od gry, w którą gracie. W przypadku Polskojęzycznych tytułów z naszą Polską społecznością może być nieco trudniej.
Opowiem Wam teraz o moim przypadku. Jako nastolatek nienawidziłem lekcji z j. angielskiego. Ogromna ilość różnego rodzaju tabelek, czy tłumaczenie zaawansowanych schematów, powodowały u mnie senność i znudzenie. Nie wiedziałem wtedy, że w przyszłości obiorę swoją drogę w ten sposób, że dobra znajomość tego języka będzie mi niemal niezbędna.
Uwierzcie, że jeszcze w szkole średniej nie potrafiłem z angielskiego niemal nic. Znałem podstawowe słówka, ale jakieś czasy, czy samodzielne ułożenie bardziej skomplikowanego zdania były dla mnie nie lada wyzwaniem.
Miałem wtedy dużo szczęścia. Za sprawą moich zainteresowań, zacząłem grać w grę związaną z wyścigami. Gra ta była już dość stara, a społeczność niezbyt duża. Ponadto była ona złożona z ludzi z całego świata, a Polaków było zaledwie kilku. Czy mi się to podobało, czy nie, musiałem się jakoś komunikować.
Gdy robiłem to łamanym angielskim, czasami moi Polscy koledzy odrobinę się ze mnie wyśmiewali. Było mi wtedy trochę głupio i zacząłem się bardziej przykładać. Zacząłem szukać w translatorze (tak, da się z niego czegoś nauczyć!) bardziej zaawansowanych słów, by precyzyjniej wyrażać to, co mam na myśli. Zgłębiłem wtedy nawet podstawy czasów przeszłych i przyszłych (choć nie do końca je rozumiejąc, zacząłem z czasem całkiem sprawnie konstruować w miarę logicznie brzmiące zdania).
Dało się. Myślę, że w dużej mierze to właśnie tej grze zawdzięczam zdaną (i to w miarę dobrze) maturę z języka angielskiego. Do nauki tego języka w szkole zupełnie nie miałem chęci, a jak nietrudno się domyślić, z grami było już nieco inaczej.
Pewnie, że tak. Wystarczy dobrać odpowiednią grę i po prostu chcieć. Taka nauka ma to do siebie, że jest nauką poprzez praktykę i jest całkiem przyjemna, więc wiedza wchodzi w miarę szybko i „bezboleśnie”.
Żeby to jakoś uargumentować, przytoczę Wam przykład jednej z osób, którą poznałem na Polskim serwerze RolePlay.
Choć po kilku latach naprawdę nie pamiętam, jak się ten gość nazywał — jego przypadek na tyle mnie zaintrygował, że dobrze zapamiętałem go do dziś.
Przemierzając okolice El Corony (gracze GTA SA być może będą kojarzyć), natknąłem się na gracza, który nieco nienaturalnie, choć zrozumiale brzmiącym Polskim, poprosił mnie o podwózkę. Zacząłem z nim pisać na czacie Out Of Character (związanym z realnym życiem, a nie ze światem przedstawionym w grze) i dowiedziałem się, że gra tu od jakiegoś czasu, pomimo że jest… Bodajże Estończykiem. Okazało się, że właśnie w ten sposób uczy się naszego języka i od dawna praktykuje ten sposób… Dało mu to naprawdę dużo. Oprócz tego spotkałem też Niemca i Rosjanina, którzy również nauczyli się naszego języka głównie w grach (bardzo chętnie ze mną rozmawiali, choć nie byli specjalnie zainteresowani konwersacją po angielsku, chcieli się doszkalać i korzystać z tego, że w tym przypadku jestem tzw. „native speakerem”).
Dosłownie podczas wczorajszego spaceru, zadałem samemu sobie pytanie… „Co byłoby, gdyby rodzice kupili mi wtedy PS2”. Wspaniała konsola PlayStation 2 była chyba największym marzeniem mojego dzieciństwa… Nigdy nie spełnionym, ale czy na pewno niestety?
Po chwili zdałem sobie sprawę, że gdybym dostał tę konsolę, prawdopodobnie nigdy nie zacząłby programować i przez to robiłbym dziś zapewne zupełnie co innego. Tylko i wyłącznie przez jeden zakup.
Złożyło się jednak tak, że od moich nastoletnich lat zacząłem zagrywać się w gry przeglądarkowe. Chcąc stworzyć własną, nauczyłem się podstaw programowania, które to zrodziły u mnie swojego rodzaju pasję. Pasję, z której to korzystam do dziś.
Oprócz tego znam dość dobrze przypadki osób, które:
Oprócz umiejętności, które przydają się w życiu zawodowym, można nabyć też wiele innych. Pomijając już wyżej omawiany aspekt językowy, dzięki grom można całkiem nieźle nauczyć się współpracy, logicznego myślenia, czy nawet zarządzania ludźmi. Osobiście jako 14-latek zarządzałem ponad 100-osobowym zespołem w grze i uważam, że nauczyło mnie to naprawdę bardzo wiele.
Poznałem też kilka bardzo nieśmiałych w rzeczywistości osób, które dzięki komunikacji w grach, całkiem nieźle rozwinęły te umiejętności, co nierzadko później pozytywnie przekładało się także na konwersacje w świecie realnym.
Bliskim mi przykładem byłby chociażby mój młodszy brat, który zaczął grać w wieku około 9 lat. Jako mały chłopak miał problemy ze swobodnym konstruowaniem zdań. Często zapominał słów, przekręcał je… Ogólnie nie brzmiało to najlepiej. Powód był dość prosty, mało rozmawiał, bo i niespecjalnie miał o czym. Od telewizji, czy książek zdecydowanie wolał samotnie bawić się zabawkami.
Gdy zaczął grać i komunikować się ze swoją ekipą na TeamSpeaku, postępy było widać gołym oki… słychać gołym uchem. Sporo grał z ludźmi nieco starszymi od siebie i w zaledwie pół roku grania po godzinach lekcyjnych, z cichego malca wyrosła mała, całkiem pewna siebie gaduła.
Nie jestem w stanie zliczyć, ile osób poznałem przez gry. W wirtualnym świecie ludzi poznaje się z reguły znacznie łatwiej i szybciej. Takie znajomości mają do siebie jednak to, że rzadko kiedy są aż tak trwałe jak te realne. Jednakże, wiele z nich potrafi przetrwać długie lata… A jeszcze inne, być może po prostu się kiedyś opłacą.
Dosłownie pięć minut temu, podczas pisania tego wpisu zadzwonił do mnie mój dobry przyjaciel. Choć nigdy nie widziałem go na własne oczy, znamy się od ponad ośmiu lat z gier. Było między nami sporo kłótni, a znajomość ta często na jakiś czas się rozpadała, mimo wszystko bardzo sobie ufaliśmy. W ciężkich chwilach czasami nieco łatwiej pogadać z „obcą” osobą z internetu. Do dziś zawsze się wspieramy i raz na jakiś czas wspólnie się kontaktujemy… Co nie zmienia faktu, że od dawna już ze sobą wspólnie nie gramy. Znajomość jednak przetrwała, a nawet pojawił się plan wspólnego spotkania. Swoją drogą, spotkałem się już z kilkoma osobami z gier i również bardzo miło te spotkania wspominam.
Wśród swoich realnych znajomych, jestem znany między innymi z tego, że mam… Znajomości.
Jest to o tyle dziwne, że przez większą część szkolnych lat, rzadko kiedy wychodziłem z domu bez większej potrzeby. Okazuje się jednak, że w internecie poznałem wiele życzliwych i ciekawych osób, ba!
Kiedyś napisał do mnie dobry przyjaciel, pytając: „Misiek, masz może jakiegoś znajomego we Wrocławiu? Jestem w obcym mieście i kompletnie nikogo tu nie znam, może mógłby mnie ktoś oprowadzić?”.
Poznałem go wtedy z Tomkiem. Z gościem, z którym nie miałem kontaktu już od jakichś trzech lat, ale za czasów wspólnego grania bardzo się lubiliśmy (jego również nigdy nie widziałem na własne oczy). Szybko skojarzyłem, że to dość pomocna i miła osoba, która w dodatku pochodzi z Wrocławia. Choć było mi trochę głupio, napisałem do Tomka, pytając go czy ma wolny czas i czy jest aktualnie we Wrocławiu. Być może mi nie uwierzycie, ale chłopaki mają ze sobą kontakt do dziś i nadal od czasu do czasu się spotykają — bardzo się wtedy polubili.
Mam też dobrego kolegę, Wojtka. Jest rewelacyjnym programistą, w sprawach związanych z backendem, czy administracją serwerami — zjada mnie na śniadanie.
Poznaliśmy się jakieś dwa lata temu, będąc w ekipie jednego z serwerów GTA (jako tzw. GameMasterzy, czyli osoby pilnujące w wolnym czasie porządku na serwerze). Kilka miesięcy później, serwer na którym graliśmy upadł. W dużej mierze za sprawą Wojtka, który postanowił stworzyć swój własny, odchodząc z tamtej ekipy.
Logiczne było, że również poszedłem za nim. Sporo mu w tamtych czasach pomagałem w kwestiach związanych z designem, zarządzaniem, czy samym marketingiem i SEO. Choć serwer Wojtka również już nie istnieje (choć z tego co wiem, ma wrócić i szczerze trzymam za to kciuki) — znajomość przetrwała. Do dziś pomagamy sobie w trudnych dla nas zagadnieniach. Wojtek niedawno pomagał mi konfigurować serwer, a ja pomagałem mu we Frontendzie w jednym z jego nowych projektów.
Wiem, że zawsze mogę na niego liczyć, co również chętnie odwzajeniam. Choć to także „znajomość z internetu”, facet już dwa razy zarwał dla mnie cały wieczór, pomagając mi w kryzysowej sytuacji — i nie chciał nic w zamian, bo: „stary, sam pomagałeś mi tyle razy…”.
Oczywiście podobne znajomości jak te, które tu opisałem, można jak najbardziej nawiązać w rzeczywistym świecie, ba — sam kilka takich mam (z tego miejsca pozdrawiam dobrego kolegę ze studiów, który właśnie rozpisuje mi plan treningowy — ostatnio pomagałem mu z implementacją Pixela na bloga). Studia swoją drogą rzuciłem po jakichś dwóch miesiącach, ale tutaj nasza znajomoć również ciągnie się od dość dawna.
Niemniej, tak jak pisałem — choć zależy to od Waszej osobowiści — w wielu przypadkach w internecie można poznawać ludzi łatwiej i częściej.
Ten punkt również jest mi niezwykle bliski.
Wydaje mi się, że jedną z moich największych wad jest to, że nie potrafię radzić sobie z przegrywaniem. Gdy parę lat temu oblałem egzamin na prawo jazdy, do kolejnego podszedłem… Po roku. Nie dlatego, że mi się odechciało. Nie dlatego, że było mi szkoda pieniędzy. Po prostu, nie chciałem ponownie przegrać.
Choć może to wiązać się z grami, bo przecież w nich „ciągle wygrywałem”, zaufajcie mi, że grając w późniejszych latach w trochę bardziej złożone tytuły, nabyłem także trochę tej umiejętności. Z czasem przegrane przestały mnie tak frustrować i zrozumiałem, że nie zawsze trzeba być na szczycie. Bardzo mi się to później przydało, gdy rozpoczynając bardziej zaawansowaną część swojej przygody z programowaniem, musiałem wyrzucić do kosza pierwsze dziesięć projektów, które okazały się totalną klapą – zniosłem to.
Uznałem, że podobnie jak w grach — to cena niezwykle istotnej lekcji, która w przyszłości pozwoli mi się stać w danej dziedzinie lepszym. Z każdej porażki staram się coś wynosić i uwierzcie mi na słowo, że jest to naprawdę rewelacyjne podejście.
W swoim życiu najwięcej grałem w gry typu MMORPG i Roleplay. Obie miały do siebie to, że wymagały myślenia do przodu i przewidywania konsekwencji swoich czynów. I nie mam tu na myśli zastanawiania się nad tym, czy przeciwnik za pięć sekund wybiegnie z lewej, czy z prawej strony. Często planowałem coś na miesiące, a nawet na lata do przodu.
Do dziś robię tak w codziennym życiu. Choć takie podejście ma również swoje wady (między innymi wiele nieprzespanych nocy, czy nerwy spowodowane nadmiernym rozmyślaniem)… Ma też ogromne zalety — łatwiej podejmować słuszne decyzje i uniknąć niepowodzeń.
Już niejednokrotnie zdarzyło mi się uniknąć w ten sposób gorzkich konsekwencji swoich czynów, a także zaplanować coś, co pomimo mało obiecującego początku, dało z czasem naprawdę przyzwoite efekty.
Gry potrafią uczyć działania na dłuższą metę, uważam że to cecha niezwykle przydatna w życiu i w biznesie. Nauczyły mnie też sporej cierpliwości, która również potrafi przynosić mi wiele korzyści.
Z drugiej jednak strony, gry akcji potrafią nauczyć człowieka bardzo szybkiego podejmowania decyzji… W końcu to właśnie w nich często trzeba podejmować się trudnych wyborów, mając na nie zaledwie kilka sekund!
Według niektórych specjalistów, gracze bardzo często potrafią podejmować błyskawiczne decyzje w bardzo krótkim czasie. Nie zawsze musi to być oczywiście zaleta, ale tego typu umiejętność może również przydać się w wielu dziedzinach życia. Osobiście nigdy nie grałem w zbyt dynamiczne gry, ponieważ wolałem te, które ciągnęły się przez długie miesiące… Niemniej, znam byłych graczy, którzy sprawdzali się później chociażby w sporcie, potrafiąc bardzo szybko podejmować trafne i przemyślane pod kątem strategicznym decyzje.
Granie oprócz samej frajdy, potrafi dość dobrze odstresować. Wydaje mi się, że to główny powód, dla którego od tylu lat lubię grać w gry. Może nie każda produkcja jest w stanie to zapewnić, ba — wiele z nich jest w stanie dostarczyć więcej nerwów niż pożytku… Ale odpowiednie podejście do tego tematu, potrafi wspaniale zrelaksować człowieka po ciężkim dniu w pracy lub w szkole. To reset, który naprawdę się przydaje.
Osobiście uwielbiam odpalić sobie chociażby Euro Truck Simulator 2, włączyć dalszą trasę i w tle puścić ciekawy podcast, dotyczący interesującej mnie dziedziny lub zagadnienia. Spędzam wtedy czas w bardzo miły sposób. Relaksuje się, a w dodatku przyjemnie chłonę nową, interesującą wiedzę. Naprawdę polecam!
Nie da się ukryć, że gry mają też swoje wady. Nie da się ukryć, że nie wszystkie z przedstawionych tu sposobów zadziałają u każego i w przypadku każdej gry. Przede wszystkim liczy się odpowiednie podejście. Granie ma do siebie to, że potrafi zbyt mocno „wkręcić”, trzeba na to bardzo uważać, by przypadkiem kiedyś nie zdać sobie sprawy z tego, że straciło się na nie zbyt dużo czasu. Odpowiednie podejście potrafi dostarczyć jednak wielu korzyści. Choć osobiście nie mam już ogromnej potrzeby grania, nadal lubię od czasu do czasu odpalić jakiś ciekawszy tytuł i nie uważam tego czasu wyłącznie za rozrywkę, czy relaks, bo z niemal każdej sesji wynoszę jakąś cenną dla mnie umiejętność lub wiadomość.